Parring: Leonetta
Rodzaj: Romans, dramat, fantazy
Ograniczenia wiekowe: T
Pewnego dnia znów pomagała
poddanym ojca. Właśnie wychodziła z jednej ze wiosek, gdy nagle zobaczyła straż
królewską. Nie lubiła ich towarzystwa bo cały czas chodzili za nią i mówili jak
jest niebezpiecznie. Lubiła samotne spacery przy których mogła spokojnie
rozmyślać bez żadnego nacisku, że musi wracać do pałacu. Szybko schowała się za
domkiem swojego kolegi elfa. Jego dom był w pniu dużego drzewa.
-Violetta? - zapytał chłopak
wyglądając przez okno.
-Cześć Maxi. - Spojrzała na
kolegę. Miał białą bluzkę i marynarkę.
-Znów się chowasz przed
strażnikami?
-Tak. Wiem, że to nie grzeczne,
ale ja lubię samotność.- gdy byli bliżej domu założyła czarny kaptur na głowę.-
Dlaczego się tak wystroiłeś?
-Naprawdę nie wiesz?- pokiwała
głową- Przecież dzisiaj są urodziny Diega i Ludmiły. Idę z Naty do delegacji z
wioski.
-Zapomniałam. Oni tak i tak
nie chcieliby, aby tam była.
-Dlaczego? Przecież oni są
bardzo dobrzy.
-Nie powiedziałabym.
-Violetta nie rozumiem cię.
Przecież oni są tacy życzliwi.
-Może dla was.
-Maxi z kim tam rozmawiasz? -do
okna podszedł ojciec Ponte.- Oj przepraszam księżniczko.- ukłonił się jej. Tego
również nie lubiła przecież wszyscy są istotami magicznymi. Są z tego samego
narodu. Różni ich tyle, że w niej płynie królewska krew.
-Proszę pana ile razy mam panu
mówić, że nie ma pan mnie się kłaniać?- powiedziała śmiejąc się.
-Wiele. Ale ja wiem jak
obchodzić się z rodem książęcym. Oczywiście z szacunkiem. Księżniczko, a co
panna tu robi?
-Muszę się na chwilę wmieszać
wśród was.
-To nie jest takie
łatwe.-zaśmiał się młody Ponte.
-Tak wiem. Mam tylko nadzieję,
że mnie...-nie dokończyła bo poczuła rękę na swoim ramieniu.
-Księżniczko! Co panna tu
robi?- usłyszała głos jednego ze strażników.
-Ja?
-Tak.
-Pablo, a po co ty tutaj
jesteś?
-Twój ojciec kazał cię
poszukać dlatego, że dziś są urodziny twojego rodzeństwa.
-Kiedy się zorientował, że
mnie nie ma?- ostatnio skakał tylko wokół Diego, Ludmiły i ich matki.
-Nie ważne. Lepiej chodźmy.
-Do widzenia.-powiedziała do
ojca elfa- Pa Maxi.
-Do widzenia-powiedział Pablo.
Poszli w stronę zamku-Violetta wiem, że nie przepadasz za nimi, ale choć trochę
po udawaj przed swoim ojcem.
-Pablo cały czas to robię.- uśmiechnęła
się.
-Lepiej niech ściągnie księżniczka
ten płaszcz.- odpięła guzik od długiego płaszczu i strażnik ściągnął go. Na
sobie miała piękną białą sukienkę z krótkim rękawem sięgająca do kolan.
-Proszę powiedz, że
zapomniałeś diary?
-Nie, nie zapomniałem.- z
kieszeni wyciągnął czerwone pudełko gdzie zawsze była jej złota ozdoba.
Otworzył, a ona ją założyła na głowę- Księżniczko pięknie wyglądasz.- Spojrzał
na jej ręce i nie widział najważniejszego... różyczki.- Gdzie panienka ma różyczkę?
-Jest w płaszczu. Chyba.- zaczęła
się śmiać gdy ten zaczął przeszukiwać jej płaszcz. -Daj.- podał jej płaszcz, a
ona wyciągnęła srebrną różyczkę. Gdy doszli do zamku w sali tronowej czekał na
nią German.
-Chciałeś tato mnie widzieć?- powiedziała
wchodząc do środka
-Tak. Violetto, Mario,
Ancheles, Anno Castillo.-powiedział poważnym tonem.- Choć córeczko- poklepał
swoje kolano i uśmiechnął się. Ona podeszła i usiadła na jego kolanie tak jak
kiedyś- Przepraszam cię córciu.
-Za co? -powiedziała
uśmiechnięta.
-Za to, że ostatnio nie miałem
dla ciebie dużo czasu. Byłem zajęty, no wiesz tym wszystkim. Mieć osiemnastkę
to znaczy, że jest się dorosłym, a Diego i Ludmiła na to wszystko zasługują.
-Nie szkodzi tato. Ja miałam
co robić.
-No właśnie, co robiłaś przez
ten czas?
-Głównie pomagałam ludziom.
Kocham to robić.
-Tak wiem. A poza tym?
-Wyciszyłam się. Tato, ale po
co wysyłałeś tych strażników?
-Bałem się o ciebie. Ostatnio
na naszych granicach pojawiły się czarownice, ale nie udało im się przedostać.
-Przecież ja się obronie.
-Oj Violu wiem.-przytulił ją
do siebie. W pewnej chwili do środka wszedła macocha Castillo.
-German? Choć musisz mi
pomóc.-brunetka oderwała się od ojca i zrezygnowana zeszła z jego kolan.
-Violetta- odezwał się jej
ojciec- w pokoju masz suknię. Proszę załóż ją.
-Dziękuje.-odparła i wyszła z
komnaty. Wszedła do swojego pokoju i na łóżku leżała biała suknia z fioletową
kokardą z tyłu. Rzuciła się obok niej wzdychając.- Ale mi ciebie brak mamo.-
usłyszała pukanie- Kto tam?
-Ancheles.
-Wejdź ciociu.
-Co jest? Dlaczego masz taką
minę?
-Szkoda mówić.
-Ja cię wysłucham.-położyła
się obok niej
-Brakuje mi mamy. Tata się
całkowicie zmienił.-powiedziała patrząc się w sufit
-W jakim sensie?
-W takim, że gdy tylko pojawi
się Diego, Ludmiła albo Priscilla on mnie odstawia na drugi plan. A co do mnie
ostatnio czuje się jakoś zmęczona.
-A jakie zmęczenie czujesz?
-Czasami brak mi tchu, kręci
mi się w głowie, jest mi słabo i strasznie boli mnie głowa. Angie, a
najdziwniejsze jest to, że czuję to tylko w pałacu. A gdy jestem poza już
mniej. Nie rozumiem tego.
-To może z tego tłoku, co
tutaj jest?
-Możliwe. Na dodatek miałam
wizję.
-Hym. Ostatnio wizję miałaś w
wieku jedenastu lat czyli sześć lat temu.
-Tak wiem.
-A co miałaś w tej wizji?
-Stałam nad jakimś grobem.
Ledwo co trzymałam się na nogach i płakałam. Później nagle upadłam, a z moich
pleców leciała krew. Angie nie wiesz co to mogło oznaczać?
-O boże.-była przerażona- To
zło.
-Co?
-To oznacza zło. W najbliższym
czasie stanie się coś złego.
-Na przykład?
-Ktoś umrze. A może ktoś
będzie chciał cię zamordować. Nie mam pojęcia.
-Zamordować? Za co?
-No właśnie za co? Nie mam
pojęcia. Przecież ty jesteś dobra do wszystkich.
-A może to jest związane z
tymi czarownicami na granicy?
-Skąd to wiesz? German ci powiedział?-
pokiwała głową- Możliwe, ale nic nie wiadomo. One się nie przedostaną przez
granicę dopóki twój ojciec jest królem.
-Angie dziękuje, że cię
mam.-przytuliła się do niej.- Ty zawsze wysłuchasz moich głupot.
-To nie są głupoty. To jest
życie, choć nawet jest magiczne. Mam jeszcze jedno pytanie. Kiedy rozjaśniłaś
sobie włosy.
-Ja nic z nimi nie robiłam.
Pewnie to od słońca.
-Albo twoja moc się pomniejsza.-
wyszeptała Ancheles pod nosem
-Mówiłaś coś Angie?- przeniosła
wzrok na ciotkę
-Mówiłam, że na pewno to od
słońca.
-Angie ty też idziesz na to
przyjęcie?
-Ja? Tak idę cię pilnować,
abyś nie zwiała.-zaśmiała się.
-Angie nie rób mi
tego.-powiedziała- A myślałam, że uda mi się.- powiedziała żartobliwie.
-No niestety. Ja prawdzie
mówiąc też stamtąd uciekła.
-Myślimy o tym samym?- zapytała
śmiejąc się Violetta.
-Nie Violu, tak nie
można.-odrzekła Ancheles.
-Szkoda- Castillo zrobiła
smutną minkę. Wstała na nogi i popatrzyła na leżącą ciotkę obok jej nowej
sukni.-Ładnie byłoby ci w niej.
-Ja mam swoją.
-A jaką masz?
-A zobaczysz. Zakładaj
swoją.-Violetta westchnęła i zabrała sukienkę weszła do łazienki i ubrała
suknię. Wyszła z niej i przejrzała się w lustrze.- Przepięknie. Bardzo ładnie
ci w białym i fiolecie.
-Według mnie wyglądam jakoś
dziwnie. Tak jakby czegoś brakowało.-spojrzała na ciotkę.
-Mam pomysł. Poczekaj-
machnęła swoją różdżką i zniknęła. Po chwili znów się pojawiła z białym
pudełkiem w ręku.
-Co to jest?- zapytała
-To biżuteria którą dostałam
od twojej mamy. I teraz chcę dać ją tobie.-otworzyła pudełko, a tam piękny
perłowy naszyjnik.
-Nie mogę tego przyjąć. To
twoje.
-Masz przyjąć i nie uznaję
odmowy.- wyciągnęła naszyjnik i podeszła do siostrzenicy.- Będzie ci w nim
pięknie.-założyła jej naszyjnik.
-Jest przepiękny.-powiedziała
dotykając go.
-Cieszę się, że ci się podoba.
-Violetta?- zapytała Angie.
Siedziały przy wielkim stole gdzie było pełno czarodziei z różnych stron
świata. Nikt nie zwracał na nią uwagi oprócz jej cioci. Wszyscy byli zajęci
solenizantami.
-Tak Angie.- odpowiedziała Violetta
siedząca obok ciotki przy stole.
-Wszystko w porządku?
-Tak. Tylko muszę na chwilę
wyjść.-wstała od stołu i poszła w stronę drzwi. Ancheles dobrze wiedziała, że z
nią jest coś nie tak. Znała ją na wylot. Gdy zniknęła za drzwiami postanowiła
pójść za nią. Otworzyła drzwi, a za nimi zobaczyła leżącą siostrzenicę na
ziemi.
-Violetta?- przykucnęła przy
niej kładąc sobie jej głowę na kolana. Oczy miała zamknięte jakby zapadła w
sen.- Violetta?- poklepała ją lekko po policzku, ale ona nie dawała żadnych oznak
życia.-Violetta? Słyszysz mnie? Violetta?- nagle otwarła oczy.
-Angie? Co się stało?- spytała
cicho Castillo
-Co pamiętasz?
-To, że siedziałyśmy przy
stole. A później nic więcej.-Angie powiedziała jej to co stało się przed
chwilą.
-Dasz radę wstać?- spytała
Ancheles.
-Nie wiem.- nagle zza drzwi
wyłonił się German z Ludmiłą.
-Co tutaj się stało? -spytał
patrząc na córkę
-Nic takiego tato.
Naprawdę.-spojrzała na ojca, a później na blondynkę.
-Violetta musi trochę
odpocząć. Zabiorę ją do komnaty.
-Ja pomogę.-odezwała się
Ludmiła.
-To ja wrócę do
gości.-powiedział Castillo znikający za drzwiami
-Violetta podaj mi
rękę.-orzekła Ferro. Wyciągnęła rękę, a Violetta ją chwyciła. I nagle przed jej
oczami pojawił się obraz jej, Diego, Ludmiły i jeszcze jednego faceta którego
wcale nie kojarzyła. Violetta i ten chłopak trzymali się za ręce a Diego i
Ludmiła celowali w nich rękami.
-Violetta? Coś się dzieje?- usłyszała
głos swojej cioci.
-Angie...- brunetka wyrwała
rękę z objęcia Ludmiły- Ja...
-Spokojnie. Powiedz co się
dzieje.
-Ja mmiiałam...
-Spokojnie. Chodźmy lepiej do
pokoju. Później mi powiesz. -zaczęły kierować się w kierunku komnaty Castillo.
Nagle Violetta się zatrzymywała bo nie mogła złapać oddechu. Kątem oka
spojrzała na rękę blondynki i zauważyła, że jest podobnie ustawiona jak w
wizji. Zamknęła oczy upadając na ziemię i nadal nie łapiąc oddechu.
-Angie?- odezwała się Ludmiła-
Co jej właściwie jest?
-Nie wiem. Pewnie coś dzieje
się z jej magią. Jej rozjaśnione włosy, ból głowy, nie możliwość złapania
oddechu i omdlenie jej życie jest w niebezpieczeństwie. Każda sekunda waży na
jej życiu. Dobrze, że teraz sama oddycha.-powiedziała stojąc przy łóżku
siostrzenicy.
-A gdyby ktoś kradł jej moc?
To ona się regeneruje czy nie?
-A dlaczego pytasz?
-Kiedyś mój dziadek zmarł w
podobny sposób.
-Tak Violetta może wtedy
umrzeć. Ale ja jej na to nie pozwolę. Ona musi żyć i rządzić państwem. Ludmiła,
a może ty coś widziałaś?
-Ja z Violettą nie spędzamy
dużo czasu. Ja bardzo chętnie by to robiłam, ale ona woli samotność.
-Skąd to wiesz?
-To widać. Przez cały czas
chodzi sama bądź z tobą. A ja z nią rozmawiałam tylko może z trzy razy. Cały
czas ucieka przede mną.
-Violetcie jest ciężko. Dwa
lata temu zmarła jej matka, a ojciec już znalazł sobie nową żonę.
-Kochała ją?
-Tak i to bardzo. Były
identyczne. Kochały to samo, pomagać ludziom i muzykę.
-Violetta kocha muzykę?
-Tak potrafi grać na gitarze,
fortepianie, perkusji oraz przepięknie śpiewa.
-Ja nie pamiętam, abym
słyszałam jakiś śpiew bądź grę dobiegającą z jej pokoju.
-Ona już nie gra. Po śmierci
matki nigdy nie chwyciła do ręki gitary, ani mikrofonu oraz nigdy nie usiadła
za pianinem.
-Wiem co czuje.
-W jakim sensie?
-Ja i mój tata byliśmy bardzo
zżyci. Z nim spędzałam każdą chwilę, z nim najlepiej się dogadywałam. A z mamą bardziej trzymał się Diego. Tata był
bardzo dobrym czarodziejem. Był chwalony i nagradzany. Pomagał największym
władcą państw. Ale zawsze gdy tylko chciałam z nim porozmawiać on odstawiał
wszystko na drugi plan i spędzał czas ze mną. Nigdy mnie nie zawiódł. I
niestety rok temu zmarł w podobny sposób co mój dziadek.
-Co się stało?
-Angie nie chcę o tym
rozmawiać.-spuściła głowę aby jej blond włosy zasłoniły jej policzki po których
zaczęły spływać łzy. Samarro podeszła do Ludmiły i usiadła się obok niej.-Angie
dlaczego ja i Violetta się nie dogadujemy?
-Ja nie wiem. Może problem
tkwi w was.
-W jakim sensie?
-Powiedz jakie masz
zainteresowania?
-Ja... lubię muzykę. Lubię
porozmawiać z kimś o czym kolwiek. Lubię spacery i pomaganie.
-A jesteś odważna?
-Nie, nie za bardzo. Straciłam
odwagę po śmierci ojca.- nagle usłyszały pukanie. Do środka wszedł German
-I jak obudziła się?
-Nie.-odparła Ferro
-To już trwa ponad tydzień.
Nikt nie może jej obudzić nawet najlepsi lekarze. A jej stan się pogarsza.
-Ludmiła?!-blondynka usłyszała
głos swojego brata.
-Tu jestem.-wszedł do jej
pokoju
-I jak z Violettą?
-Diego nie róbmy tego.
-Co?
-Nie zabijajmy jej.
-Chyba jesteś chora. Ja muszę
zdobyć ten głupi tron. Będę szedł po trupach, jeżeli będzie taka potrzeba.
-W jakim sensie to mówisz?
-W takim, że gdybyś mi
przeszkadzała to ciebie też bym zabił.
-Co się dzieje Diego?- usłyszeli
głos ich matki
-Ludmiła chce się wymigać z
planu.
-Co!? Ludmiła!!-szybko do niej
podeszła zła.- Nie bądź taka dobra jak twój nieszczęsny ojciec- w oczach
blondynki zaczęły zbierać się łzy.- I zobacz jak skończył! Podobnie co twój
dziadek. Własny syn i żona go pokonali.-zaśmiali się
-Jak to? Przecież go zabili
czarnoksiężnicy.
-Ludmiło! Ależ ty naiwna. My
jesteśmy czarnoksiężnikami. Nadal tego nie odkryłaś?
-Wy go zabiliście?- powiedziała
szeptem
-Tak my.
- Ale jak mogłaś? On był całym
moim życiem!- znów powiedziała szeptem
-Całym życiem... bla, bla.
Jesteś zbyt głupia, aby to zrozumieć.
-Jak mogłaś? -po jej policzkach
spłynęły łzy
-Normalnie.-westchnęła z
politowaniem- Dlaczego nie możesz być jak Diego?
-Mamo-odezwał się Diego.- Mam
już jej dość.
-Ludmiła wypełnisz
plan.-powiedziała stanowczym głosem matka Diego i Lu
-Nie wypełnię-powiedziała
przez łzy.
-MASZ WYPEŁNIĆ! -krzyknęła.
-Mamo, a może zaprezentujemy
jej co się stanie jeżeli nie wypełni?
-Dobry pomysł Dieguś.
-Nie proszę nie.-wyszeptała
Ludmiła, ale już matka Ludmiły wyciągnęła rękę i skierowała w jej stronę- Mamo
proszę nie. -nagle blondynka z bólu upadła na ziemię.
-Wypełnisz?
-Nie wypełnię.- wyszeptała. I
znów jej matka zaczęła kraść jej moc. Ludmiła czuła się coraz gorzej.
-Wypełnisz?
-Możesz mnie zabić i tak nie
wypełnię.- i znów poczuła ten ból z którego, aż zwijała się.
-Ludmiła.-podeszła do niej i chwyciła
ją za bluzkę. Podniosła córkę do pionu.-Nie zabiję cię bo jesteś nam
potrzebna.- puściła ją.- Nie obchodzi mnie twoje zdanie.- znów zaczęła z niej
kraść moc. Oczy Ludmiły się zamknęły, a ona upadła na ziemię.
Otworzyła ciężkie powieki i
zobaczyła nad sobą Ancheles.
-Angie?
-Ludmiło co się stało?
-Ja nie pamiętam. Gdzie ja
jestem?
-W zamku w swoim pokoju.
-A gdzie mama i Diego?
-Siedzą u Violetty.
-U Violetty?- spytała
spokojnie
-Tak.
-Nie...- nagle wszystko sobie
przypomniała. - Nie...- szybko wstała i zakręciło jej się w głowie. Ale ona
tylko się zachwiała i zaczęła biec w stronę pokoju Violetty. Szybko wbiegła do
pokoju. I tam zobaczyła swoją matkę i brata. -ZOSTAWCIE JĄ!!! ZROBIĘ TO!!
WYPEŁNIĘ WASZ PLAN!!!
-Przepraszam?- Maxi usłyszał
męski głos.
-Dzień dobry.-powiedział Ponte
obracając się. I zauważył młodzieńca na białym koniu. On zszedł z niego. Na
sobie miał błękitny płaszcz, a na głowie tego samego koloru kaptur.-W czym mogę
pomóc?
-Szukam księżniczki, która ma
brązowe oczy i trochę jaśniejsze włosy. Nosi białe suknie i pomaga biednym. Czy
to w waszym królestwie mieszka królewna o imieniu pięknym jak zachód słońca?
-Panu chodzi o Violettę czy
Ludmiłę?
-A może mi opisać wygląd tej
pierwszej? - ściągnął kaptur, a Ponte zobaczył jego postawione brąz włosy. Jego
zielone oczy i ten szczery uśmiech.
-Jest dokładna jak pan ją
opisał. A czy mogę wiedzieć z kim mam przyjemność rozmawiać?
-Jestem Leon Jorge Tom Peter
Verdas.
-Ten Verdas o którym tak dużo
czytałem?
-Jestem księciem.-Maxi ukłonił
się.-Nie rób tego.-powiedział kładąc na jego ramiona dłonie jednocześnie go
podnosząc.- Jestem zwykłą istotą magiczną. Jak ty.
-Jednym z najmocniejszych czarodziei
na świecie.
-Czyżby Violetta była potężna
jak ja?
-Jest równie potężna co ty
panie.
-I piękna.-po chwili dodał-Jak
się zwiesz przyjacielu?
-Jestem Maximilian Ponte, ale
przyjaciele mówią mi Maxi.
-Więc Maxi zaprowadzisz mnie
do tej piękności?
-Oczywiście panie.
-A i jeszcze jedno mów mi
Leon.
-Dobrze p... Leon.-zaśmiali
się.
-I co z Violettą? -spytała
Ludmiła podchodząc do wychodzącej z pokoju Angie
-Nie jest najlepiej. A ty jak
się czujesz?
-Może być. Ale Violetta będzie
żyła?
-Nie wiem. Jak już ci mówiłam
każda sekunda decyduje o jej życiu.
-Żal mi jej.- w jej oczach
znów pojawiły się łzy.
-Nie płacz ona wyjdzie z tego.
-Angie...- Ludmiła pomyślała. Ona z tego nie wyjdzie. A to przeze mnie bo
jestem głupia. Nie... Nie mogę do tego dopuścić!!! Nie mogą zabić jej!!! Nie
pozwolę na to!! Muszę coś wymyślić i to szybko.- nie chciała żeby ona
umierała, aby plan jej brata i matki się powiódł. Zaczęła płakać.-Angie trzeba
poszukać jakiegoś wyjścia z tej sytuacji.
Do sali tronowej wszedł Verdas
wraz z Ponte.
-Witam królewską mość.-odezwał
się Maxi i ukłonili się.
-Kogo mi tu przyprowadziłeś Maximilian?
-Jestem Leon Jorge Tom Peter
Verdas. Książę z daleka.-ściągnął kaptur
-A co cię tutaj sprowadza?
-Chcę poznać pańską córkę z
mych widzeń.
-Violettę?
-Tak owszem.
-Maxi możesz już pójść.- on
wyszedł.- Młodzieńcu podejdź tu do mnie.- on to zrobił- Violetta... ona jest
chora.
-W jakim sensie?
-Zapadła tak jakby w śpiączkę.
-A co się stało? Jestem
lekarzem.
-No właśnie nie wiadomo.
-A czy król mi pozwoli
spojrzeć?
-Oczywiście. Choć za mną
chłopcze.- zaprowadził go do pokoju swojej córki.- Jest tutaj- wszedł do środka
i na łóżku zobaczył tę, którą widział w wizji. Oczy miała zamknięte, ręce
położone wzdłuż ciała, a włosy leżały na jedwabnej poduszce.
-Farbuje włosy? -spytał Verdas
-Nigdy.
-Wnioskuje, że ktoś kradnie
jej moc. Kiedy włosy stają się jaśniejsze to znaczy, że jej moc nie może się
zregenerować bo gdy to się dzieje zostaje od razu zabierana. Ona może umrzeć.
Ile już śpi?
-Jutro będzie miesiąc.
-Może mnie pan zostawić
samego? Proszę mi zaufać.- powiedział ściągając płaszcz tym samym odkrywając jego
biały garnitur. German westchnął i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Książę
podszedł do królewny i odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy. Nachylił się i
musnął jej usta. Ona otworzyła oczy i spojrzała na niego.- Witaj piękna.
Budzimy się ze snu królewno.
-To ty z mojej wizji.- on się
uśmiechnął- Dziękuje.
-Proszę.
-Kim ty jesteś?
-Jestem Leon Jorge Tom Peter
Verdas.
-Nie, bo jesteś moim
bohaterem.
-Miło mi to
słyszeć.-powiedział nadal się uśmiechając. Ona się z trudem podniosła i
zbliżyła się do niego. Ich twarze były bardzo blisko, a usta dzieliły
milimetry. Po chwili ich usta połączyły się w pięknym pocałunku. Oderwali się
od siebie po kilku minutach- Spokojnie. Pomogę ci wstać. -powiedział tym swoim
spokojnym głosem.
-A skąd ty mnie znasz?
-Miałem wizję, że trzymaliśmy
się za ręce, a w nas celowali jakaś dwójka ludzi. Czarnowłosy chłopak i
blondynka.
-Kiedy ją miałeś?
-Dwa lata temu.
-Dwa?
-Tak. Wtedy poczułem takie
dziwne uczucie, które kazało mi ciebie szukać. Nie poddawałem się bo wiedziałem,
że prędzej czy później cię znajdę. I nie myliłem się.
-Jakim cudem mnie obudziłeś?
Ja próbowałam z całych sił, a ty tylko mnie pocałowałeś.
-Bo to był pocałunek
prawdziwej miłości. A miłość ma niewyobrażalną moc.
-A...-on położył palec na jej
usta
-Violetto wiem, że masz wiele
pytań, ale za drzwiami czeka twój ojciec.-wstał i podał jej dłoń. Ona ją
chwyciła, a Leon przyciągnął ją do siebie.- Voy por ti.
-Co to znaczy?
-Jestem przy tobie.
-Po jakiemu to?
-Po Hiszpańsku.
-Pochodzisz z Hiszpanii?
-Nie, nie jestem stamtąd. Ale
tam byłem. Dasz radę ustać?
-Nie wiem.-puścił ją, a ona
się zachwiała i upadłaby na ziemię gdyby nie jej bohater.
-Mam cię.
-Znów mnie uratowałeś mój
bohaterze. Dziękuje.-zabrał ją na ręce kierując się w stronę wyjścia.
Leon nie opuszczał jej ani na
krok. Wiedział, że jest w ogromnym niebezpieczeństwie. Ludmiła nie wiedziała,
że ona już się obudziła. Diego i jego matka czekali, aż ona umrze.
-Violu uważaj.- powiedział gdy
przechodzili przez próg.
-Dlaczego się o mnie tak
troszczysz?
-Bo cię kocham.
-Znamy się dopiero dzień.
-Nie ty znasz mnie dzień, ja
cię znam dwa lata.-wyszli w stronę ogrodu.
-Violetta?- usłyszała głos
blondynki- Violetta ty żyjesz!! -podbiegła do niej i ją przytuliła.
-Ludmiła? Puszczaj mnie!- wykrzyczała.
Puściła ją.- Co ty robisz? Chciałaś mnie wtedy zabić!! A teraz mnie przytulasz?!
-Nie chciałam cię zabić.
-Nie? To jak wytłumaczysz to
co wtedy widziałam?
-Ludmiła?! -z zamku dobiegał
głos matki Ferro.
-Ja nic ci nie chcę zrobić.
Uwierz mi.-wyszeptała i uciekła do matki.
-Leon- do jego pokoju weszła
Angie- Violetcie znów co jest.
-Już idę.-szybko pobiegł do
jej pokoju. Podbiegł do niej chwytając ją za dłonie- Violetta co się dzieje?
-Leon nic. -była bardzo słaba
ledwo co mówiła
-Jak to nic? Powiedz co ci
jest ona spojrzała na niego ze łzami w oczach.-Wiedziałem, że to
nastąpi.-powiedział. Podniósł ją i zaczął z nią biec w stronę komnaty jej
ojca.-Violu walcz. Proszę cię walcz.- powtarzał jej cały czas te słowa.
-Leon, co jej jest spytała
Angie
-Umiera.- odpowiedział szeptem.
-Co z tym zrobimy?
-Musimy wyjechać poza miasto.
Ludmiła szukała wszędzie
Violetty, Leona bądź Angie ale ich nigdzie nie było. Szybko pobiegła do
Germana.
-Gdzie jest Violetta?- zapytała
zdyszana gdy go znalazła
-Wyjechała poza miasto.
-Gdzie? Proszę mi powiedzieć.-
błagała
-Pojechała z Leonem na Vida
Glade.
-Ona umiera?
-Tak.- German się rozpłakał, a
Ludmiła go przyciągnęła do siebie i przytuliła.
-Wszystko będzie
dobrze.-wyszeptała
-A wydawało się, że wszystko
będzie dobrze. A tu nagle takie coś.- nagle oderwał się od niej- Przepraszam Ludmiło.
-Nie nic się nie stało.
-Nie mów nikomu o tym, zgoda?
-Nie powiem. Nie trzeba
wstydzić się swoich łez tato.
-Dobrze usłyszałem?
Powiedziałaś na mnie tato?
-Tak- uśmiechnęła się- Ale jak
król nie chce, abym go tak nazywała, proszę powiedzieć.
-Nie nie. Śmiało mów do mnie
tato. Będzie mi bardzo miło.
-Przepraszam, ale ja muszę
pilnie szybko coś załatwić. Pa.- czym prędzej popędziła w stronę Vida Glade. Z
oddali widziała te piękne drzewa i krzewy. Wylądowała na jednej z łąk i poszła
w głąb polany. W oddali zauważyła Leona z Violettą na rękach. Po chwili
postanowiła się obejrzeć i zobaczyła tam lecącego Diego. Czym prędzej
przyspieszyła aby ostrzec Verdasa i Castillo. Ale była zbyt wolna, aby ich
dogonić. Diego przeleciał nad nią nie zauważając blondynki. Przyspieszyła i w
pewnej chwili była kilka metrów od Leona i Violetty.- LEON UWARZAJ!! -odwrócił
się i zauważył Diega.
-Ludmiła? Diego? Co wy tu
robicie?- zapytał
-Leon uważaj na niego.
-Nie Leon to ty na nią uważaj.-
powiedział podstępnie Diego.
-Nie wierz mu.-wykrzyknęła Lu.
-Ona kłamie. Nie wierz jej to
ja mówię prawdę.
-Leon nie słuchaj go.
-Nie wierzę żadnemu z
was.-powiedział Leon i poszedł dalej.
-Leon...-wyjęczała Viola
-Tak?
-Ludmiła...-nagle jej głowa zwisnęła,
a jej oczy się zamknęły.
-Violetta! Nie umieraj
proszę!! Viola!! -dotarł do jakiegoś starego zamku. Szybko wszedł do niego i
położył na jakimś wyszlifowanym kamieniu Violettę w białej sukni.- Violu proszę
znajdź w sobie teraz siły i pomóż mi!!- nachylił się nad nią i ją pocałował.- Proszę
cię walcz. Dla mnie, Germana, Angie dla twojego rodzeństwa dla przyjaciół. A
przede wszystkim dla siebie samej.- znów ją pocałował.- Boże wielki wysłuchaj
mnie i daj jej moc potrzebną do życia!- krzyczał błagając. -Proszę!!! Proszę na
kolanach!! Tylko jej pomóż!! Ojcze proszę!!- wzniósł ręce do góry jednocześnie
patrząc w tą stronę.
-Leon...-usłyszał cichy
szept.
-Violetta żyjesz. -przytulił
ją- Dziękuje ojcze.- wyszeptał.-Violu żyjesz! -chwycił jej głowę i pocałował
ją- Dziękuje. Dziękuje.
-Leon gdzie ja jestem?
-Violu żyjesz dziękuje.
Stokroć dziękuje. Dziękuje...- powtarzał co chwilę.
-Leon!!-krzyknęła- Gdzie ja
jestem!!??
-Vida Glade.
-Ej dobrze wiesz, że nie znam
hiszpańskiego.-wstała na nogi
-Nie nie. Tak się nazywa to
miejsce. Vida Glade.
-Czyli?
-Polana życia
-Mogłeś mi od razu powiedzieć
po naszemu- uśmiechnęła się.
-Jak się czujesz?
-Bardzo dobrze. Jak nigdy
dotąd. -podeszła do niego i go przytuliła.- Leon muszę ci coś powiedzieć.
-Co takiego?
-Kocham cię.
-Ja ciebie też kocham.
-Znów uratowałeś mi życie.
Jestem tobie dłużna.
-Wystarczy, że
będziesz.-odgarnął kosmyk z jej czoła. Chwyciła go za rękę i pociągnęła go w
stronę wyjścia.- Dziękuje, że walczyłaś- wyszeptał do jej ucha. W oddali
zauważyli Diego i Ludmiłę. Szli dalej, a gdy już byli bliżej Leon czuł, że coś
jest nie tak.
-Leon co oni tutaj robią?
-Nie wiem.- nagle Diego stanął
przed nimi.
-Violetta wyzdrowiałaś?
-Tak.- odparła. Leon zauważył
podstępny wzrok Diego.
-Violu schowaj się za mną.- wyszeptał-
Co chcesz jej zrobić?
-Ja? Nic. Chcę was ostrzec
przed Ludmiłą.
-Niby dlaczego masz nas
ostrzegać?
-Ona chce zabić Violettę.- w
tej samej chwili do nich podbiegła blondynka.
-Diego nie rób im nic!!!
ZOSTAW ICH W SPOKOJU!!!- on szybko do niej podszedł chwytając ją za szyję
-Co ty robisz?- wysyczał jej
do ucha.
-Nie rób im nic!!! Masz ich
zostawić w spokoju!!
-Miałaś wypełnić plan. Nie
pamiętasz?
-Nie wypełnienie.- on podniósł
wyżej rękę tak, że ona nie dotykała nogami ziemi.
-Wypełnisz!!
-Nie!! Nie będę robić im
krzywdy!!
-Co tu się dzieje?- Viola
spytała Leona
-Nie wiem. Nie mam zielonego
pojęcia. -spojrzał na jej przerażoną twarz. Nagle przy ich nogach zauważyli
ciało Ludmiły.
-Ludmiła...- Violetta pomogła
jej wstać.- Powiedz co tutaj się dzieje?
-Uciekajcie. Proszę. Uciekaj
siostro.- przytuliła ją.- Uciekaj przed nim. Przed Diego.
-Ale nic nie rozumiem.
-Proszę uciekaj.- popędziła
ich. -Leon opiekuj się nią. Uciekajcie!! -krzyknęła gdy zauważyła, że Diego się
do nich zbliża. Violetta i Leon pobiegli w głąb lasu. -Diego zostaw ich w
spokoju!! Oni nie zasługują na to!!
-CHCĘ TEN TRON!!! I WYPEŁNISZ
PLAN!!
-NIE ZROBIĘ TEGO!!- nagle on
wyciągnął rękę i skierował ją prosto w blondynkę.
-ZROBISZ!!!- krzyknął
-NIE!!! NIE ZROBIĘ TEGO!!!
-ZROBISZ, ALBO CIĘ ZABIJĘ!!!
-TO MNIE ZABIJ!! DLA NICH MOGĘ
NAWET UMRZEĆ!!- rozłożyła ręce.
-WIĘC NIE MAM WYBORU!!!- zaczął
kraść jej moc. Upadła na kolana i spojrzała na niego.
-To wszystko, na co cię
stać?!-powiedziała słabym głosem.
-POTRAFIĘ O WIELE
WIĘCEJ!!-znów zaczął z niej kraść moc.
-DIEGO PRZESTAŃ!!- zza drzewa
wyszła Violetta.
-Co mi zrobisz?
-Ja... nic mogę nic zrobić-
wyjęczała Castillo.
-I w tym tkwi problem...
jesteś małą dobrą czarodziejką. A ja potężnym czarnoksiężnikiem. Nie dorastasz
mi do pięt. A teraz sobie patrz co robię z twoją siostrą.
-To również twoja
siostra.-powiedziała
-Ona nie jest moją siostrą. I
nigdy nie będzie. -wykrzyczał i znów zaczął zabierać jej moc. Ludmiła stawała
się coraz słabsza. Niemiała już żadnych sił.
-Zostaw ją!!- po raz kolejny
krzyknęła.
-Nie zabijesz mnie!!
-Ale ja mogę.- usłyszał szept
Verdasa w swoim uchu. Diego się obrócił jednocześnie próbując odepchnąć Leona.-
Jeżeli chcesz żyć... wynoś się. -powiedział celując w niego ręką. Diego dobrze
wiedział, że on jest potężniejszy od niego. Więc uniósł się w górę i poleciał
krzycząc:
-JA JESZCZE TUTAJ WRÓCĘ!!!
ZOBACZYCIE!!- i odleciał. Leon spojrzał na klękającą przy Ludmile Violettę.
-Ludmiła słyszysz mnie?-
Violetta mówiła ze łzami w oczach.- Ludmiła proszę otwórz oczy i powiedz coś...
Ludmi proszę...- przytuliła ją pozwalając, aby jej łzy moczyły sukienkę
blondynki.- Ludmiła... proszę...
-Violetta- przyklęknął przy
niej- ona chyba nie żyje. -objął ją ramieniem.
-Jak to?
-Ona chyba umarła.-powtórzył
-Co?! Leon proszę zrób coś co
kolwiek! Ocal ją! -z jej oczu poleciały łzy-Proszę...
-Spróbuję, ale nie jestem
pewien, że mi się uda.-położył ręce na ciele Ludmiły i zamknął oczy.-Violetta
proszę odsuń się. Może ciebie dopaść wizja którą uwierz mi nie chcesz
widzieć.-wykonała jego prośbę odsuwając się na około 1 metr. Zaczął mówić coś
po innym języku. Przestał pokręcił głową i odciągnął ręce od ciała Ferro.
Księżniczka zaczęła płakać. Przybliżyła się do zmarłej i po raz kolejny ją przytuliła.
-Ludmiła proszę...
siostrzyczko kocham cię. -jedna z łez Castillo spadła na usta zmarłej. I nagle
ona zaczęła oddychać. Powoli otworzyła oczy.
-Violetta uważaj na Diego.-
powiedziała prawie nie słyszalnym głosem.
-Odleciał.- powiedziała po raz
kolejny przytulając ją ze szczęścia.
-Jakim cudem żyje?
-Miłość przezwycięży wszystko.- powiedzieli Leon i Violetta........
Jeszcze raz dziękuję za wyświetlenia ♥
Jesteście najlepsi!
Postaram się, aby jeszcze dzisiaj pojawił się rozdział!
A co do OS to mam nadzieję, że Wam się spodoba :*
Buziaki ;*
Kate♥
Ojej...
OdpowiedzUsuńCudowny OS!!
Miałam łzy w oczach jak go czytałam *-*